Część II - Rozdział siódmy

Część II

VII


Kolejny turnus dobiegał końca. Po obiedzie zaczęli się zjeżdżać rodzice po dzieci z obozu. Dziewczynki siedziały w swojej kryjówce, za stosem pustaków. Kryjówka była świetnym miejscem, bo nikt ich nie widział, za to one
miały doskonałą widoczność i na ujeżdżalnię, i na drogę dojazdową do klubu, i na podwórko. Miejsce to odkryły jeszcze na pierwszym turnusie, kiedy któregoś wieczoru bawili się w chowanego. Jedną ścianę kryjówki tworzył stos ułożonych pustaków, które zostały z jakiegoś remontu, a trzy pozostałe ściany i dach gęste krzewy. Nawet w największe upały było tam chłodno i przyjemnie. Żeby wejść do kryjówki, trzeba było przeczołgać się przez niewielką przerwę między gałęziami tuż nad ziemią. Taki układ wejścia dawał pewność, że nikt z dorosłych nie może się tam dostać. Siedziało się na kilku pustakach i był nawet stół ze skrzynki po owocach.

Nastroje nie były najlepsze. Rodzice Kreta zapowiedzieli, że nie będzie mogła już zostać na następny turnus, bo wakacje ma zaplanowane i nie będą tego zmieniać. Może przyjedzie jeszcze na ostatni tydzień wakacji, ale nie obiecują. Agnieszka nawet nie rozmawiała z rodzicami, bo już poprzednio obiecała, że w sierpniu pojedzie z nimi "bez szemrania" na urlop, a sierpień zaczynał się za kilka dni. Basia i Karolina zostawały, ale bez Kreta i Agnieszki nie będzie już tak fajnie. Nawet Filip nie wyglądał na zadowolonego, siedział jak zwykle na jednym pustaku z Agnieszką, ale nikomu nie dogadywał i z nikim się nie droczył.
    - Ja was nie rozumiem - przerwała w końcu milczenie Karolina - powiedzcie po prostu, że nie chcecie jechać i koniec. 
    - Ciekawe, po co jedziesz do Tunezji, skoro jesteś taka mądra?- Agnieszka była zła.
    - Jeszcze nie wiem, czy pojadę - odparła Karolina, ale nie była już taka pewna siebie.
    - Przecież do sierpnia jest jeszcze tydzień - Filip szukał jakiegoś rozwiązania - namówcie ich, żeby zostawili was chociaż na parę dni.
   - No właśnie - Karolina podchwyciła pomysł.
   - Moi na pewno nie zgodzą się przyjeżdżać tu znowu za kilka dni - Krecik zrobił jeszcze smutniejszą minę.
   - Jak nie spróbujesz, to nie będziesz wiedzieć, co ci zależy poprosić? - Basia próbowała podtrzymać Kreta na duchu.
   - A nie wiadomo, czy pan Mikołaj się zgodzi, żebyśmy zostały na pół turnusu, bo może nie być miejsc. - Agnieszka jak zwykle była realistką.
   - O to się nie martwcie - Filip coraz bardziej zapalał się do pomysłu, żeby dziewczyny zostały choć na kilka dni – ja to z Mikołajem na pewno załatwię, wy tylko musicie przekonać starych.
Nagle rozmowa się urwała bo w "dziurze wejściowej" pojawiła się głowa Adasia, syna pana Mikołaja, który przyjechał kilka dni temu na wakacje.
    - Czego tu? - warknął Filip.
    - No co? No co? Nie wolno?
    - Nie wolno! - Filip był stanowczy - nie widzisz, że rozmawiamy.
    - Ja też chcę rozmawiać - Adaś nie dawał za wygraną. - To nie są rozmowy dla dzieci.
    - To ja idę powiedzieć tacie! - Adaś od razu wytoczył najcięższy argument, który zawsze skutkował. Filip truchlał na samą myśl o półgodzinnej awanturze i późniejszym wykładzie na temat braterstwa, opieki nad słabszymi i młodszymi, przypominaniu, jak to on był mały itd. itd. Na szczęście Adaś normalnie mieszkał ze swoją mamą w stadninie na kresach, przyjeżdżał tylko na wakacje i ferie. To się dało jeszcze wytrzymać.
    - Dobra tylko "dziób w ciup" i ani słowa - zgodził się Filip, chcąc nie chcąc.
    - No - odparł Adaś bez szemrania.
    - Mam pomysł! - Basia prawie krzyknęła – niech Adaś idzie do pana Mikołaja i poprosi, żeby pan Mikołaj załatwił z
rodzicami!
Zapadła cisza i wszyscy zaczęli wpatrywać się w Adasia. Powszechnie było wiadomo, że pan Mikołaj ma fioła na punkcie. Adasia i Adaś może z nim załatwić rzeczy, których nikt inny załatwić nie potrafi.
    - Słuchaj mały! - Filip podchwycił natychmiast pomysł Basi - będziecie mogli z Marcinem mieć tutaj bazę, jak załatwisz z Mikołajem, żeby zadzwonił do rodziców Agnieszki i Pauliny, żeby jeszcze nie przyjeżdżali.
    - Co, co, co? - Filip mówił tak szybko, że Adaś nie wiedział, o co ma poprosić tatę, i o jaką bazę chodzi.
    - Popatrz tu! - Filip zwolnił tempo - ściana z pustaków, ściany z gałęzi, przez które nic nie widać. Jedno małe wejście, nikt was tutaj nie znajdzie. Tu jest lepsza baza niż twój domek na drzewie. Marcin też będzie zachwycony.
    - No - Adasiowi zaświeciły się oczy - tu by była baza super.
    - Widzisz! -kontynuował Filip - wystarczy, że pójdziesz do starego i poprosisz go o telefon do rodziców Kreta i Agnieszki, żeby mogły jeszcze zostać. Kapujesz?
    - Kapuję, tylko nie wszystko.
    - A czego nie kapujesz? - Filip tracił cierpliwość.
    - Po co tata ma dzwonić do rodziców Pauliny, skoro oni właśnie dzwonili, czy Paulina nie chce jeszcze zostać na ten tydzień?
    - Skąd wiesz?! - krzyknęli wszyscy jednocześnie.
    - Tata kazał mi znaleźć Paulinę i zapytać, bo jej rodzice mają zaraz dzwonić, chciał, żeby Paulina do niego przyszła.      - To czemu od razu nie mówiłeś!?
    - A kto mi kazał "dziób w ciup"?!
Nie dało się ukryć, polecenie było wyraźne. Jeżeli mały mówił prawdę, to kłopot Kreta jest rozwiązany. Wszyscy rzucili się do ,,dziury wyjściowej". Chwilę trwało, zanim jedno po drugim wyczołgali się na zewnątrz, ale drogę do gabinetu pana Mikołaja pokonali już z szybkością zbliżoną do prędkości światła.

    Pan Mikołaj siedział przed komputerem i coś pisał.
    - Grzecznie jest zapukać - odezwał się trochę poirytowany - wpadacie tu jak stado słoni.
Wszyscy zamilkli. Zrobili niewinne miny, co z reguły wywoływało u pana Mikołaja uśmiech. Nie pomylili się.
    - Co chcecie? - zapytał już bez irytacji
    - Adam powiedział, że pan mnie wołał - Krecik zrobił pół kroku do przodu.
    - Rozumiem. A reszta bandy jest tu na wypadek, gdybym chciał cię udusić?
    - Nie! - odpowiedzieli niemal chórem - my tak tylko.
    - Dzwoniła twoja mama - pan Mikołaj zwrócił się do Krecika - jeśli chcesz, możesz zostać jeszcze do przyszłego ty- godnia. Cicho, cicho! - dodał, kiedy zaczęli skakać i piszczeć z radości.
    - A tobie co? - pan Mikołaj zauważył, że Agnieszka nie cieszy się z pozostałymi.
    - Nic. Tylko oni wszyscy zostają, a ja muszę wracać.
W tym momencie Filip popchnął Adasia tak, że ten o mało się nie przewrócił.
    - No właśnie, tato - Adaś przypomniał sobie o bazie i co miał za to zrobić - my byśmy chcieli, żebyś załatwił z rodzicami Agnieszki, żeby też mogła zostać. Proszę! Proszę! - dodał błagalnym tonem, składając ręce jak do pacierza, co skutkowało
    - A dlaczego Agnieszka sama nie poprosi? - zapytał pan Mikołaj, zwracając się do Agnieszki.
    - To nic nie da - Agnieszka machnęła zrezygnowana ręką - mama by chciała, żebym ubrała czystą sukieneczkę i siedziała w domu albo chodziła z nią na zakupy, a na wakacjach cały dzień leżała na plaży i się opalała. Jej się konie nie podobają.
    - To jest problem - pan Mikołaj pokiwał głową - kiedy mają po ciebie przyjechać?
    - Mieli już dzisiaj, ale uprosiłam żeby jutro.
    - Spróbuję z nimi pogadać. Tacie też się nie podobają konie?
    - Nieee! Tacie się bardzo podobają. Tata nawet chciałby, żebym miała swojego konia i startowała w zawodach. Tata jest w porządku.
- W takim razie powinno być łatwiej. Zobaczymy jutro. A teraz już idźcie
- pan Mikołaj odwrócił się z powrotem do  komputera i zaczął pisać dalej. Wyszli po cichu, żeby go już nie denerwować.
    -Jak mówi, że spróbuje pogadać, to pewnie załatwi - Filip był dobrej myśli
    -Ja nie chcę jechać na te idiotyczne wczasy - Agnieszka była bliska płaczu i wcale nie wierzyła, że panu Mikołajowi uda się przekonać mamę.
    - Agnieszka, po co się martwić na zapas - Krecik zapomniał już, co myślał kilka minut temu - część wakacji i tak mu- simy poświęcić rodzicom, oni też mają swoje prawa i coś im się od życia należy.
    - No, masz rację - odparła Agnieszka z rezygnacją w głosie - chodźmy do stajni, już piąta.

 

c.d.n.